Ludwik Pak

© Grażyna Ślusarek / Gazeta Jędrzejowska nr 43 (711), 26 października 2011
Ludwik Pak / Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny

Ludwik Pak urodził się 20 marca 1930 r., był najstarszym synem Heleny i Stanisława Paków. Miał siostrę Marię i brata Czesława, który mieszka w Jasionnie.

– Zaraz po wojnie, podczas dożynek, które urządził przedwojenny dziedzic Pikor, Ludwik zagrał kataryniarza. Po spektaklu dziedzic rozmawiał z naszym ojcem i zaproponował, by Ludwik aplikował na adwokata. Żona dziedzica, która wtrąciła się do rozmowy, stwierdziła jednak, że powinien zostać aktorem, bo świetnie zagrał role kataryniarza. Widać wyczuła zdolności i talent mojego brata – mówi Czesław Pak.

Podczas okupacji Ludwik uczęszczał na tajne komplety, dlatego nie chodził już po wojnie do szkoły w Jasionnie, tylko poszedł od razu do liceum w Jędrzejowie. Jak wspomina brat Czesław, jego ulubioną nauczycielką była profesorka języka francuskiego – Sędek.
– Bardzo lubił uczyć się tego języka i dobrze go znał, nieraz zastępował panią profesor na lekcji, kiedy ta musiała wyjść z klasy. Mieszkał na stacji w Jędrzejowie, którą prowadziła matka A. Kalinina – wspomina Czesław Pak.

Ludwik Pak / Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny

„Tu najważniejszy był Lulek Pak, artysta od urodzenia, jak żeśmy o nim mówili. On chyba też o sobie myślał podobnie, skoro do szkoły aktorskiej wyjechał jakoś w środku dziesiątej klasy liceum, kiedy trwał kolejny zetempowski zaciąg, tym razem pod hasłem „Młodzi proletariusze na artystów kina i teatrów”. Ludwik wyjechał wtedy do Lublina, gdzie ukończył tamtejsze studium dramatyczne i, co najważniejsze, zdał maturę. Dzięki temu mógł podjąć studia w warszawskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, którą ukończył w 1955 r. i w której należał do grona najbardziej utalentowanych absolwentów” – czytamy w książce „Opowieści o świcie i zmierzchu”.

Zadebiutował na deskach Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu w sezonie 1950/1951. Po skończeniu studiów, związał się z warszawskimi teatrami: Dramatycznym, Ateneum i Rozmaitości, w których stworzył wiele niezapomnianych kreacji. Jego debiutem filmowym była epizodyczna rola w „Godzinach nadziei” Jana Rybkowskiego z 1954 r.
Andrzej Androchowicz w notce biograficznej o Ludwiku Paku napisał: „W tym okresie jego bohaterowie: negatywni (chuligan Tolek w „Lunatykach”) czy pozytywni (majster Anastazy w „Szklanej górze”, sierżant Kamiejczuk w „Jarzębinie czerwonej”), najczęściej obdarzeni byli silną osobowością. Wyjątkiem były pamiętne kreacje: Gościka w noweli „Rozwód po polsku” (w filmie „Trzy kroki po ziemi”) oraz Katjana w „Długiej nocy”, w których wcielił się w osoby postawione przed życiowym wyborem i nie potrafiące podjąć właściwej decyzji. Wieloletnie zmagania z chorobą alkoholową spowodowały, że z upływem lat na ekranie pojawiał się coraz rzadziej, grywając role drugoplanowe bądź epizody, które nie dawały możliwości ukazania w pełni jego talentu. Widoczna zmiana fizjonomii (zniszczona, postarzała twarz) zadecydowała, że reżyserzy chętnie obsadzali go w rolach ludzi prostych, często z marginesu, niezaradnych, “skłóconych z życiem” czy kierujących się własną, trudną do zaakceptowania przez otoczenie, filozofią życia. Stworzone przez niego postacie robotników, chłopów, a nawet alkoholików, obdarzone ciepłym uśmiechem, niekiedy smutnym i zagubionym wzrokiem – były małymi aktorskimi perełkami, na długo pozostającymi w pamięci widzów”.

W ten portret znakomicie wpisuje się pamiętna rola Zdzisława Dyrmana, kolegi Palucha, sobowtóra Ryszarda Ochódzkiego w kultowym filmie Stanisława Barei „Miś”. Kiedy Dyrmal przedstawia swoją żonę, mówi: „Panowie pozwolą, moja żona Zofia”. Ten cytat żyje swoim życiem, podobnie, jak inne z tego filmu. W ostatnim czasie byłam świadkiem, jak jeden z młodych ludzi podobnie przedstawiał swoją żonę kolegom i wszyscy zaczęli się śmiać. 

Ludwik Pak / Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny

Ogromnym sukcesem i zwieńczeniem kariery była drugoplanowa rola drwala Peresedy w „Siekierezadzie” Witolda Leszczyńskiego, nakręconej na podstawie opowiadania Edwarda Stachury. Za tę kreację, która została bardzo ciepło przyjętą zarówno przez widzów, jak i krytyków filmowych, otrzymał w 1986 r. „Brązowe Lwy Gdańskie” podczas XI Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdańsku. Miał też zgrać w serialu „Alternatywy 4” Stanisława Barei. Po stanie wojennym, kiedy to rozpoczęto ponownie przerwaną pracę nad serialem, nie powrócił już na jego plan, a miał tam grać rolę Balcerka. W tej roli zastąpił go Witold Pyrkosz.

Czesław Pak o swoim bracie mówi tak: – To był wspaniały człowiek, bardzo zdolny, lubiany przez wszystkich. Taka dusza człowiek. Nie wstydził się tego, że pochodził z małej podkieleckiej wsi. Wiele razy byłem u niego w Warszawie, odwiedzałem go w akademiku, a także jak już mieszkał na ul. Świerczewskiego. Miałem okazję poznać jego wielu kolegów-aktorów, nieraz miałem możliwość wypicia wódki z niejednym z nich. Poznałem m.in. braci Damięckich, Ignacego Gogolewskiego, Piotra Fronczewskiego, Edmunda Fettinga, Daniela Olbrychskiego czy Stanisławę Celińską oraz wielu innych. Jeździliśmy żoną Heleną na premiery jego sztuk i byliśmy zawsze bardzo dobrze przyjmowani, zawsze nas przedstawiał swoim znajomym. Zauważyłem, że był bardzo lubiany przez ludzi, zarówno koleżanki i kolegów aktorów, jak i publiczność. Przyjaciele i znajomi inaczej na niego nie mówili jak Lulik lub Lulek. Byłem i jestem z niego dumny.

Jak podkreśla pani Zofia, żona Czesława Paka, Lulik bardzo kochał dzieci.
– Sam ich zresztą nie miał, dlatego uwielbiał naszego syna Michała. Kiedy przyjeżdżał do Jasionny, lubił się bawić z naszym Michałem, przedstawiał mu różne sceny. Zawsze był w dobrym humorze. Miał bardzo dobre serce, był wrażliwy na ludzką biedę i ostatni grosz by oddał, żeby pomóc. W środowisku aktorskim zawsze mi się podobało to, że oni w tamtych czasach bardzo sobie pomagali. Kiedy któremuś podwinęła się noga, zawsze mógł liczyć na wsparcie i pomoc kolegów. To trudny zawód, wymaga mocnej psychiki. Brat męża był taki wrażliwy, przy tym bezgranicznie ufał ludziom. Niestety, niektórzy potrafili to wykorzystać. Kobiety go uwielbiały. Miał za sobą jedno nieudane małżeństwo, które skończyło się rozwodem. Pamiętam, jak bywaliśmy w Warszawie, wiele razy widziałam różne napisy na drzwiach mieszkania zrobione szminką. Śmiał się i mówił, że ma z tym problemy, bo ciągle musi myć drzwi, by sąsiedzi nie musieli czytać tych różnych wyznań – wspomina pani Zofia.

Pod koniec życia, po wyjściu ze szpitala, mieszkał w Domu Aktora Weterana w Skolimowie. Jak mówi rodzina, chciał być blisko Warszawy, by w każdej chwili móc grać, bo to kochał. Zmarł nagle 7 grudnia 1988 r. w Warszawie. Miał 58 lat.
– W Warszawie była msza św. z udziałem jego przyjaciół, znajomych i wielbicieli. Później zabraliśmy trumnę i pochowaliśmy go tu w Jasionnie, obok rodziców – mówi Czesław Pak. 

Ludwik Pak zagrał w ponad 30 filmach, wystąpił w niezliczonych rolach teatralnych, pierwszo- i drugopalnowych. Jak ktoś napisał, był idealnym odtwórcą wszelkich ludzi niedostosowanych.

Patronat Honorowy

Burmistrz Miasta Jędrzejowa
Związek Artystów Scen Polskich
Filmoteka Narodowa - Instytut Audiowizualny